Dyabeł kulawy przemawiał do Gazety Polskiej w drugiej osobie liczby pojedyńczej, przecież nie będę z tej dogodności korzystał, bo poufałość mi nie do smaku. Gdybym przynajmniej miał przekonanie, że przemawia do mnie prawdziwy dyabeł, niechby sobie kulawy, łysy, ślepy czy zezowaty, byle prawdziwy — prędzejbym się na tak poufałe stosunki zdecydował. Ale niestety, wszystko mi się jakoś zdaje, że nie jest to prawdziwy dyabeł, ale ot: taki sobie zwyczajny pauvre diable, któremu niema co i rogów przycinać, bo mu Pan Bóg nie dał rogów.
Pauvre diable!
Zaglądając do cudzej kieszeni, czy ma za co grać do puli z prenumeratorami, czy nie ma, — rzecz niezręczna i nieprzyzwoita, niechaj pauvre diable przyjmie dobrą radę i nigdy tego nie robi; cały zaś Wiek wraz z kulawym nie dyabłem, ale felietonem, niechaj pamięta, że w najgorszym razie lepiej jest nie grać wcale, aniżeli grać na liczmany. Liczmany w żadnym czasie, ani w żadnym wieku nie znajdą kursu; kto zaś chce je za prawdziwą monetę podawać, ten sobie samemu winę przypisze, jeśli mu tą samą miarką ludzie odmierzą.
Tą starą prawdą kończę felieton dzisiejszy.