płanów postępu, to jest zwolenników i współpracowników Przeglądu, wynagradza w ten sposób, że podczas zimy, kiedy cały świat otula się w futra lub watowane paltoty, oni, ci krzewiciele światła, ci ofiarnicy wiedzy, muszą za całe ubranie poprzestać na ciepłych pledach. W pledzie, w kapelusiku z małym termometrem zamiast kokardki, nie ma się wprawdzie nic wspólnego ze «zmurszałą» przeszłością, z «zapleśniałym murem przesądów», i z «ultramontanizmem owianemi owieczkami», owszem, wygląda się bardzo demokratyczno-zagranicznie, czyli nader postępowo; ale wszystko to jeszcze nie broni od zimna. Członki najpostępowszego w świecie męża tak samo marzną, jak i członki najsilniej zawianej wiatrem ultramontanizmu owieczki; czyż więc sprawiedliwą rzeczą jest, aby gdy ta ostatnia, to jest «zawiana owieczka», otula się ciepłem futrem — postępowy mąż kłapał zębami od zimna?
Od pledów Przeglądu Tygodniowego niech mi wolno będzie przejść do Towarzystwa muzycznego. Nie jest to tak wielki przeskok, jakby się komuś zdawać mogło, albowiem od czasu, jak w «Zwierciadłach» odbiła się bohaterska postać «pana Narwickiego», jedynego białego charakteru ze wszystkich, wchodzących w skład dawnego komitetu; od czasu, jak ta bezinteresowna i pełna poświęceń, uciśniona niewinność znalazła
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 58.djvu/112
Ta strona została uwierzytelniona.