dającej do okien, i nakoniec przy akompaniamencie głodu, nie żartem dającego się uczuć wielu członkom komitetu wyborczego, którzy nie mieli czasu zjeść obiadu. Małe nieporozumienia, wzniecone przez osoby utrzymujące, jakoby głosy przy niektórych nazwiskach policzone zostały mylnie, przeciągnęły jeszcze posiedzenie. Bądź co bądź jednak, nowy komitet został już wybrany; pisma peryodyczne zapewne podadzą dość długą i dość potężną listę kandydatów, ja zaś kończę wzmiankę o Tow. muzycznem, życząc nowemu komitetowi lżejszego losu, niż miał dawny.
Ale kończę tę wzmiankę jeszcze i z innego powodu. Oto poprostu, z chwilą, jak Zosia i Juleczka, w rozmowie swej, drukowanej w Kuryerze Codziennym, z całą prostotą i naiwnością, właściwą młodym latoroślom, hodowanym po naszych pensyonatach, zgromiły moją równie zbyteczną, jak i naganną złośliwość — od chwili, jak przekonałem się, że nazwa «demos», którą ochrzciłem — przyznaję się — całe posiedzenie ogólne, wytłómaczona, lubo nie dość ściśle, przez tatę Zosi i Juleczce, oburzyła i zasmuciła te dwie gołębie duszyczki — od tego czasu, powtarzam, postanowiłem jak najmniej mówić o Towarzystwie muzycznem. Mogłem z całym spokojem znieść swego czasu ciężar gniewu mandarynów Resursy Kupieckiej, mogłem nie ugiąć
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 58.djvu/114
Ta strona została uwierzytelniona.