ską i inne, prawie obowiązkowy, a bez kwestyi korzystny.
Wydaje się tyle pieniędzy na rozmaite zagraniczne sztuki, że na coś tak swojskiego grzech byłoby poskąpić. Na szczęście dla naszych kieszeni, razem z wiosną, podczas której przylatuje prawdziwe nasze ptactwo wędrowne, zagraniczne odlatuje do siebie na zachód i południe. Odjeżdża opera włoska — żegnana bez żalu, choć opuszcza nas na wieki wieków. Wystawiono kilkanaście sztuk znanych jak pacierz, nakaleczono nam uszu, kazano nam patrzeć na prymadonny tak stare i tak zawsze odmładzające się, jak kwestya wschodnia, — aż wreszcie, cała opera, jakby bojąc się nadchodzącej wiosny i jej śpiewaków-słowików, ucieka unosząc z sobą wspomnienia, pieniądze i katary, o jakie pewno we Włoszech nie łatwo.
Od opery włoskiej do mądrych piesków śpiewających przejście może niezbyt dla pierwszej pochlebne, ale cóż robić, kiedy samo jakoś pod pióro przychodzi? Jak wiemy, psy te umiały wcale nieźle rachować, mianowicie mnożyć i dodawać. Budziło to niemały podziw; nie było jednak niczem dziwnem, albowiem pan ich jest to prawdziwy mistrz w rachunku, a zwłaszcza w mnożeniu i dodawaniu w znaczeniu przedmiotowem. Dowodem tej jego biegłości jest, że zarobił u nas wcale nieszpetną sumkę. Dla zu-
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 58.djvu/128
Ta strona została uwierzytelniona.