Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 58.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

cha się, spoglądając na ciebie wzrokiem przechodzącym wszelkie pojęcie, jakie o uprzejmości mieć można. Już sądzisz, że dzięki sklepieniom przemknąłeś się między Scyllą a Charybdą, gdy nagle słyszysz głośne: diaaa! swojego Jasia. Co się stało? Jaś poszedł do stolika, dostał od damy obrazek i dziękuje jej. Cóż robić! trzeba i tobie za Jasia podziękować. Wydobywasz trzy ruble. — «Jaki grzeczny pański synek! — słyszysz od arystokratycznej damy — jak się grzecznie kłania!» — Już ja mu się ukłonię, myślisz sobie, jak tylko przyjdziemy do domu, — i wreszcie wracasz do domu zły, bo lekki i głodny.
Wielka sobota: niepodobna w domu wytrzymać! Coś się tam przypaliło czy przyswędziło, czy przydymiło. Jaś łasował rodzynki z brytwanny i sparzył się. W domu krzyk, zgiełk, hałas. Żona nieubrana, nieuczesana, zamączona. Przekonywasz się, że jest to osoba opryskliwa, wychodzisz na ulicę i przychodzisz późno w nocy.
Wielka niedziela: Ranek. Jesteś zły; nie patrzysz na żonę. Idziecie do kościoła. Godzina 1-sza: wracacie. Żona wychodzi do drugiego pokoju i wkrótce wraca, niosąc talerz z jajkiem święconem. Spoglądasz na nią. Cóż to za rozkoszna, milutka i czyściuchna istota! Ciemne jej włosy wiją się ślicznie uczesane nad białem czołem, a w łagodnych niebieskich oczach ma łzy. Padacie sobie w objęcia i rozczulacie się. Godzina