nie chciał... Ot tak! napisał sobie wierszyk, raz że jako poeta, własne dobre chęci i niedoszłe marzenia poczytał za coś spełnionego, a powtóre dla zrobienia sobie skandalicznej sławy. Widzicie więc, że to popłaca. Inny znany mi młodzieniec, posądzony raz (klnę się na bogów piekielnych, że żartem i tylko żartem) o serdeczne stosunki ze znaną z wdzięków osobą, odrzekł skromnie: «Więcej tam ludzie mówią, niż jest», czem zabił wprawdzie w oczach przytomnych temu kobiet opinię wyż wzmiankowanej osoby, ale natomiast tak podniósł swoją, że zbiera dotąd jej owoce. Trzeci nakoniec młodzieniec — niedościgniony wzór szyku i poloru, rozpytywany przez młodą panienkę o cyrk Salamońskiego, rzekł:
— Warto widzieć pannę ***.
— A czy ona jutro jeździ? — spytała panienka.
Mój znajomy oparł się wygodniej o poręcz krzesła, wyciągnął trochę nogi i odrzekł z pyszną niedbałością:
— Mówiła mi, że jutro i pojutrze.
— Jak to, to pan znasz pannę *** osobiście?
Młodzieniec zatoczył szapoklakiem, wydobył z za kamizelki fularową błękitną chustkę, przymknął oczy, i dotykając zlekka chustką ust, na których błądził jakiś nieokreślony uśmiech, odpowiedział:
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 58.djvu/148
Ta strona została uwierzytelniona.