nej jak lód wody, którą gdyby tylko jakimikolwiek sposobami sprowadzić do Warszawy, nie pilibyśmy tak wielkiej ilości gliny, mułu i wielu innych mniej jeszcze pożywnych, a przedewszystkiem mniej zdrowych niż glina i muł, ingredyencyi rozpuszczonych w wiślanych falach. Dziś już, ile mi wiadomo, robią ludzie zakłady, czy municypalność sprowadzi te źródła, czy ich nie sprowadzi do Warszawy. Co do mnie, trzymam za tymi, którzy utrzymują, że źródła będą sprowadzone; nie zakładam się tylko o to, kiedy będą sprowadzone, bo tego nikt przewidzieć nie zdoła. W każdym razie winniśmy się cieszyć, że jeżeli nie my sami, jeżeli nawet nie nasi synowie lub wnuki, to przynajmniej prawnuki nie będą tak zależeli od wodociągów, jak my.
Okropna to bowiem sprawa z tą Wisłą i z tymi wodociągami! Kiedy w Wiśle wody mało, w wodociągach niema ani wody ani ciągnienia; kiedy zaś Wisła duża, wodociągi się zatykają, jak to się dzieje w tej chwili — i pijemy żur nie wodę, który sprowadza rozmaitego rodzaju choroby. W takich chwilach woda źródlana byłaby prawdziwem dobrodziejstwem.
Wspomnieliśmy o Wiśle i znacznem jej w ostatnich dniach wezbraniu. Rzeczywiście wysokość wody dochodziła do tego stopnia, że już poczęto obawiać się powodzi. Prawdziwie piękny widok
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 58.djvu/163
Ta strona została uwierzytelniona.