ale wymowne znaki, żeby sobie poszedł do dyabła.
— Panie! — woła mały psycholog: — taka ładna panienka, jak życzę szczęścia Bogu! ja żebym z taką chodził, tobym nie żałował... Phi! phi!
Mieszasz się jeszcze bardziej; wreszcie chcąc kres położyć sytuacyi, odzywasz się:
— Pani pozwoli?
— Ależ panie!
— Weźmie panienka — wtrąca chłopak: — powzdraga się i weźmie, jak Boga kocham!
Radbyś go za uszy złapał i podrzucił aż do zenitu, ale przy towarzyszce nie wypada. Dałbyś mu wreszcie dwa razy tyle za każdy bukiecik, ale nie śmiesz kupić go dla swej towarzyszki; nie możesz zaś zatrzymywać jej, aby kupić dla siebie. Ale przypuszczam, że towarzyszka twa zgadza się na bukiecik. Otóż naprzykład: pokazuje się, żeś zapomniał w domu portmonetki; albo co gorsza, że nie masz drobnych i dajesz rubla, żądając wydania reszty.
— Reszty? he! reszty? Albo to taka panienka nie warta rubla — woła mały potwór: — jabym dla niej dał dziesięć! hu! hu!
Zrzekłeś się więc i reszty. Ale przypuśćmy, że przyszedł na cię dzień feralny. Oto idziesz dalej i nagle po przebyciu dziesięciu kroków słyszysz:
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 58.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.