strony, gdzie Jardin Bullier codzień świeci milionami lamp gazowych, Mabille nęci jak zdradliwa syrena, a wśród drzew, świateł i tonów cudne flerystki tańczą niby hurysy w mahometańskim raju. Ale o czem tu i mówić!... nie ulitował się nikt nad sierotami, i niema domu w Ciechocinku i nie będzie domu w Ciechocinku, a zaś pozostałe w nieutulonym żalu sieroty, wśród wspomnień świetnej przeszłości i wśród goryczy teraźniejszości, jedną chyba również gorzką, a przytem i trywialną muszą się pocieszać maksymą:
Nie graj Wojtek,
Nie przegrasz... czapki.
Trzecim nakoniec, a zdaje się, że i ostatnim z bieżących, projektem filantropijnym jest projekt założenia domu nagrody dla dobrej służby. Nie umiemy donieść czytelnikom naszym, skąd się na uzmysłowienie takiej idei wezmą pieniądze. Wątpię, czy potrzebne fundusze złożą panie zachwycone swemi sługami. Pesymiści twierdzą zresztą, że choćby dom taki był założony, to jednak musi upaść dla braku kandydatek i kandydatów. Ciż sami pesymiści twierdzą, że daleko racyonalniejszym zakładem niż dom nagrody dla dobrej służby, byłby Dom kary dla złej służby. Przynajmniej temu ostatniemu — jak słychać — pupilów i pupilek by nie za-