tych, którzy wśród tysiącznych narzekań na chciwość gospodarzy, szczególnie o obniżenie wołali. Gospodarze biorą się teraz pod boki: Chcieliście — macie!
Co do mnie, wolę już płacić za swój lokal tyle, ile płacę, byle mi go nie obniżano w ten sposób. Jeszcze prostszy jest sposób uciec na letnie miesiące z Warszawy, bo jakkolwiek sposób ten nie zabezpiecza kieszeni, ale chroni przynajmniej życie.
Ale w naszych czasach i uciec nawet niełatwo. Narzekamy i słusznie narzekamy na brak środków komunikacyjnych, który to brak czyni niemożliwemi wycieczki w okolice miasta. A tymczasem sezon tych wycieczek nadszedł już — nadszedł maj, blady wprawdzie, chłodny, smętny, ale pogodny. Sezon letni zaczyna się wprawdzie bez słowików, bez bzów wonnych, bez liści nawet — ale nie mniej zaczyna się. W teatrach gorąco już tak, że trudno wysiedzieć. Wkrótce ustanie ta najpotężniejsza nasza rozrywka zimowa — albo raczej będzie wegetowała tylko w teatrze letnim.
A szkoda, bo rozrywka ta tego sezonu potężniejsza była niż kiedykolwiek. Reżyserya staranna i pracowita wprowadzała wiele nowych sztuk, odnawiała wiele lepszych dawniejszych — słowem: szło wszystko sprawnie i energicznie.
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 58.djvu/209
Ta strona została uwierzytelniona.