siny. Odpowiadasz mu, żeby patrzał swej filiżanki z kawą; stąd sprzeczki, stąd ekspens bezpożyteczny wielkich zapasów ironii, a czasem rozwiązanie sprawy jeszcze ostrzejsze. Niedawno z tego powodu, w jednej z najbardziej odwiedzanych cukierni, odbyła się scena następująca. Pewien jegomość, nie zdjąwszy kapelusza, mimo uprzejmych rad gospodarza zakładu, opuścił go wcale nie w różowem usposobieniu. Tymczasem inny jegomość, który poprzednio już, siedząc za pierwszym, mierzył go wzrokiem wyzywającym, zbliżył się do gospodarza i spytał:
— Kto jest ten pan, który wyszedł, a który siedział tu wobec mnie w kapeluszu?
— Jest to fabrykant szczotek — odpowiada cukiernik.
— Gdyby nie był wyszedł, dałbym mu nawet naukę. Kto to jest?
— Fabrykant szczotek.
— Tak? Aha! Jak to zaraz znać człowieka z gminu! Szczotkarz! Dlaczego ja tego nie zrobię?
To mówiąc trzaska drzwiami i wychodzi.
— Kto jest ten młody arystokrata? — pytają wszyscy po odejściu drugiego jegomości.
Cukiernik chwyta się za nos i poczyna palcem prowadzić po twarzy jakby brzytwą:
— Golarz, panie dobrodzieju — odpowiada.
Golarz więc poczytywał szczotkarza za czło-
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 58.djvu/217
Ta strona została uwierzytelniona.