swej żony; całem więc staraniem rodziców jest, żeby zastępstwo owo nie wyszło z pewnych nader umiarkowanych granic. Tymczasem innego widocznie zdania jest czarne bydlę afrykańskie, które ryczy na widok nadobnej swej małżonki i nie rozumie, dlaczego ustawicznie ktoś mu włazi w drogę. Gniew jego wzrasta i już już ma się zmienić w ogólną rzeź, gdy na szczęście zatracona Girofla znajduje się, i wszystko kończy się pomyślnie. Taka to akcya i jej perypetye stanowią treść tej sztuki, którą się Francuzi i Belgijczycy zachwycają, a którą, prawdopodobnie, skłonna do zachwytów Warszawa niemniej zachwycać się będzie, zwłaszcza jeżeli świetność wystawienia dorówna choć w części zagranicznemu.
Co do innych nadzwyczajności, które ustom naszym ani razu przez całe lato nie dozwolą się zamknąć, niepoślednie miejsce zajmuje także słynny magik i czarodziej indyjski, profesor Ruchwaldy, którego przyjazd zapowiadaliśmy naszym czytelnikom w jednym z poprzednich odcinków. Obecnie przyjazd ten zapowiadają już afisze. Na afiszu przedstawiony jest w drzeworycie sam profesor Ruchwaldy, jak trzyma w ręku swoją własną głowę, która to sztuka ma stanowić kwintesencyę jego przedstawień. Sztuka, nie ma co mówić, jest piękna; sądzimy jednak, że wkrótce i my potrafimy jej dokazać. Teraz
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 59.djvu/019
Ta strona została uwierzytelniona.