Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 59.djvu/028

Ta strona została uwierzytelniona.

obrzynać nie może. Bah! Ale tu inaczej służbę stracisz, a tu służba dobra. Podrapał się nieboraczysko w głowę — co zresztą było także bardzo shoking; skłonił się panu i, nie rzekłszy słowa, odszedł kończyć mycie powozu. Ale kończąc mycie, myślał i myślał. Służba bo to i dobra, ale i obraza Boska także nie żarty. A przytem myślał sobie jeszcze Jan, żeć on to nie żaden «mechanik ni fizyk», by się miał na śmiech ludzki podawać. Ot i ta np. Jagusia, pokojówka od jaśnie pani, co to się tak uśmiecha do niego, że ile razy na nią spojrzy, to mu się tak miło robi, jakby się napił czego gorącego — co ona powie, jak go bez wąsów zobaczy? Wyśmieje chyba, wyśmieje, jak Bóg na niebie! Ha! trudna rada. Niejeden pałac na świecie, niejeden pan i niejedna służba. Niech się więc dzieje wola Boża — myśli — trzeba będzie podziękować za służbę.
Jak pomyślał, tak i zrobił, choć mu żal było. Szczęściem, niedługo poczekawszy, znalazł sobie drugą służbę. Nie była ona tak dobra, jak pierwsza, bo choć równie dobrze płatna, ale, jak miarkował Jan, nie u takiego wielkiego pana, tylko u kogoś innego. Co tu jednak przebierać? Dzięki Bogu i za taką. Myślał już Jan, że się wybawił z kłopotu, aż tu po dwóch dniach wołają go do pana.
— Co ty Jan? — mówi nowy pan do niego. — Co ty Jan? Co ty sobie myślisz z takimi wą-