mowoli dawała mu do myślenia, czy telegrafowanie czyli wogóle wysyłanie depesz nie jest czasem istotnie czemś nagannem, zasługującem na lekceważenie i pogardę ze strony samychże telegrafistów. Ale mniejsza już o telegrafistów, od których przejdźmy do telegrafów, czyli do depesz o pożarach, jakie z wielu stron poczynają przychodzić z prowincyi. Jesteśmy w sezonie, któryby można nazwać pożarowym. Tu i owdzie, w miejscach aż nadto wielu syczały już płomienie pożerającego żywiołu. Klęska ta, niby zaraza, nawiedza nas teraz corocznie — ale zaraza sama przychodzi i odchodzi — pożogę zaś najczęściej chciwość lub złość ludzka sprowadza. Miliony i miliony idą z dymem corocznie — a ileż to łez i nędzy ludzkiej woła corocznie o pomstę do nieba? Tak, jesteśmy w strasznym sezonie pożarowym. Wiosna uśmiecha się nam z nieba; świeci przejasne słońce, bzy kwitną, wszystko się weseli, odżywia i cieszy — jednocześnie czyha na nas wróg — ogień. Nie zasypiajmy więc i pomnijmy, że tylko czujnością, energią i własną pomocą możemy się od niego wybawić lub spustoszenia jego zmniejszyć.