nalnym langażu» wymówione: «żewu zasiur, Michasz», albo «antrnusuadi, Staszu!» Dalej kilku literatów; dalej urzędnicy. Za baryerą słychać narzecze z Franciszkaner-Gasse. Tam znów komety z demi-mondu, chrzęszcząc sukniami i szczebiocąc, rzucają błyskawicowe z czarno obwiedzionych oczu spojrzenia. Gdzieindziej kilku rzemieślników kłóci się z Żydkiem o miejsce blizko filaru; nad głową szeleszczą liście drzew, od strony bufetu groźne nawoływania; słowem: mieszanina głosów, języków, warstw społecznych, wychowań, usposobień, istna wieża Babel z ludzi, połączonych z sobą tylko nadzieją odpoczynku, swobody i rozrywki.
To jednak pewne, że nikt się nie bawi tak szczerze i serdecznie, jak właśnie owa zabaryerowa publiczność. Teatry ogródkowe mogłyby dla niej być prawdziwą szkołą moralności.
Dyrektorowie jednak powinni pamiętać, że jeżeli z jednej strony należy się do pewnego stopnia do smaku publiczności stosować, to z drugiej strony należy i trzeba koniecznie smak ten w kierunku najszlachetniejszym wyrabiać. Jest to po prostu obywatelski obowiązek. Teatr psuje ludzi, ale i teatr ich podnosi. Za cesarstwa, we Francyi, do rozmiękczenia obyczajów, do upadku moralności, do roznerwowania i skarlenia młodej generacyi, przyczyniły się w znacznej części teatry, które pobłażały złym skłon-
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 59.djvu/045
Ta strona została uwierzytelniona.