dzaju żeńskiego waży podobno tyle, ile dwunastu przeciętnych frantów warszawskich; wypija niezliczoną ilość piwa, zjada niezliczoną ilość zrazów, bułek, a przytem chętnie każe sobie płacie po rubelku tym, którzy mają tak mało rozumu, że chodzą ją oglądać. Przyjechała tu, bo słyszała, że tu jej niezawodnie będzie się powodziło. Po drodze wstępowała do Krakowa (Honny soit...). Mówi przytem, że spodziewa się, iż Warszawa będzie umiała jej postępowanie, zarówno jak i jej tuszę ocenić. Dlaczego nie! Brano się tu na drobne rybki, dlaczegóż nie wziąć się na taką grubą? Nie pierwszy i nie ostatni raz.
Nie udało się tylko jednemu Ruchwaldemu. Drugiego przedstawienia już wcale nie było. Przekonał się, że jesteśmy barbarzyńcami, dla których niepotrzebnie porzucił Indye, w których wszystko, poczynając od wróbli, daleko bardziej jest ucywilizowane. Wróble nawet szczególnie, bo jedzą plewę, której nasze nie chcą, i na którą się, jak wiadomo, nie łapią. Mądre wróble!
Pan Ruchwaldy więc wyjechał, ale mamy natomiast coś innego, co także Indye przypomina. Oto rozłożyli się w Łazienkach obozem cygani — błędne dzieci Hindustanu; mężczyźni, kobiety, dzieci — mężczyźni trochę pracują, trochę żebrzą, kobiety warzą krupy, wróżą
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 59.djvu/050
Ta strona została uwierzytelniona.