wprawdzieby nie poszedł, ale też i kochać dobra społecznego by nie przestał.
A teraz, mili czytelnicy, chcecie wiedzieć, jak się taki platoniczny wielbiciel wdzięków dobra ogólnego nazywa? Mogę zdradzić tajemnicę, albowiem po pierwsze: nikt mnie o sekret nie prosił, a powtóre: choćby to był sekret, wygadałbym się z nim umyślnie. Taki obywatel nazywa się: przeciętny. Jest to, na nieszczęście, doskonale skoligacona, a przytem i najliczniejsza rodzina. Tak jest, przeciętny. Gdyby nie on — gdyby nie ta platoniczna rodzina, natenczas ów znany wiersz, że dla dobra ogółu każda smakuje trucizna, ten wiersz bez psów, liszek i czajek, nie byłby «najlepszą z Krasickiego bajek». Gdyby nie ta «przeciętna» a nieszczęśliwa rodzina, chora jednocześnie na krewkość w zamiarach, a niedołęstwo w czynach, na gadatliwość i lenistwo, łatwowierność, na pychę, łakomstwo, słowem, na wszystkie siedm grzechów głównych, wówczas nie płonęłyby nasze miasta, nie świeciłyby gołymi pieńkami nasze lasy, a gołemi piętami nasi przyszli potomkowie, nie waliłyby się nasze domy. Ach, gdyby nie ta rodzina, nasze stowarzyszenia nie potrzebowałyby ogłaszać drukiem melancholicznych ód do zalegających z opłatą członków; nasza spółka jedwabnicza, poparta jak należy przez ogół, sprzedawałaby już jedwab na wszystkich tar-
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 59.djvu/057
Ta strona została uwierzytelniona.