obiadu w Studzieńcu, toastów, mówek w duchu wzajemnego przyznawania sobie zasług i równie skromnego jak szlachetnego nieprzyznawania się do tych zasług; dalej mówek w duchu ogólnego powinszowania sobie pięknych skutków i usiłowań, mówek, poczynających się drżącym głosem od słów: «A teraz pozwól, szanowny...» lub «a teraz pozwólcie, szanowni»... Nakoniec: wyrzekam się mówki, którą sambym może powiedział, co w przyszłości mogłoby nawet korzystnie wpłynąć na podwyższenie honoraryum w redakcyi, na zyskanie mi znajomości, protekcyi, na ewentualne otrzymanie płatnej posady w jakiem Towarzystwie lub banku, któraby pozwoliła pokryć moje niedobory literackie, a wreszcie i na podtrzymanie mej sławy, jako mówcy, która to sława wogóle niezbyt świetna, została ostatecznie przyćmioną od czasu reform i wyborów w Tow. muzycznem, na których zjawiły się pierwszorzędne gwiazdy, zaćmiewające wszystko dokoła.
Otóż, wyrzekam się tych wszystkich wyżej wymienionych rozkoszy, w celu, aby raz dowieść, że umiem nietylko platonicznie miłować dobro ogółu. Rozumuję bowiem, że dowiodę tego stanowczo, jeżeli pieniądze, jakiebym musiał na wspomnianą wycieczkę wydać, ofiaruję Towarzystwu osad rolnych bezpośrednio na same osady. Będzie to coś nierównie pozytywniejszego,
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 59.djvu/060
Ta strona została uwierzytelniona.