nie prawdaż? Co większa, sądzę nawet, że jakkolwiek wycieczka będzie obfita we wzruszenia, jakkolwiek ewentualny obiad, o który, mówiąc nawiasem, niektórzy członkowie już dziś rozpytują się półgębkiem, będzie bardzo smaczny, toasty i mowy bardzo podniosłe i jednoczące serca członków — to przecież ja — prosty śmiertelnik i lichy pracownik boży, sądzę, powtarzam, że gdyby wszyscy członkowie te pieniądze, których pod firmą «na piwo» udzielają fornalom pana Sobańskiego, dalej te, które wyjść mogą w samym Studzieńcu, czy to na obiad, czy na podwieczorek, czy na cokolwiek, oddali wprost na osady, to byłoby prościej, ale i lepiej. Ot możnaby za to czy wybudować parę pokoików więcej, czy założyć jaki ogródek, czy kupić jakie narzędzia naukowe, czy książki, czy utrzymać jednego więcej przestępcę małoletniego, czy zabezpieczyć silniej byt i pożytek instytucyi. O! byle były pieniądze, znalazłby się na nie sposób. Warto się nad tem zastanowić. A zresztą do uznania każdemu: co do mnie, postanawiam wyprzeć się kuzynowstwa z przeciętnymi, z ich zamiłowaniem efektów i z ich platonicznością raz na zawsze.
A teraz, kiedy już mowa o majówkach i przejażdżkach, wspomnę więc jeszcze o jednej, o której zresztą brak mi szczegółowych wiadomości. Chcę mówić, że w Harmonii ma się odbyć
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 59.djvu/061
Ta strona została uwierzytelniona.