składkowa wieczerza, a potem przejażdżka do Jabłonny. Będzie to zapewne również niezmiernie liczna wycieczka z towarzyszeniem różnych rzniętych i dętych instrumentów, a przytem groźnych basów, czułych tenorów, wstydliwych sopranów i wszelkiego rodzaju głosów i odgłosów, na jakie tylko gardło ludzkie zdobyć się może. Wszystko to są jednakże tylko przypuszczenia, powiedziałem zaś, że bliższych informacyi o tej wycieczce nie mam, albowiem nie wiem nawet, o ile słowiański język będzie na niej uprawniony. Niegdyś, pamiętam, że wybuchały z tego powodu w łonie zgromadzenia pewne niesnaski, które zaogniały się z dziwną uporczywością przez czas dość długi.
Trudno wiedzieć, jak jest dziś, i o ile ludzie, nie posiadający iglicówek, filozofii pesymizmu, kiszek grochowych, skłonności do anneksów, do sentymentalizmu i do piwa, mogą być i są w powyższem towarzystwie tolerowani, a zwłaszcza wtedy, jeżeli używają takiego języka, jaki niezbyt mile wpada w wydelikacone przez walce konchy uszne stałych członków zgromadzenia. Zarówno nie jestem pewny, czy na owej składkowej wieczerzy i wycieczce do Jabłonnej zajdą, prócz muzyki, śpiewów i spożycia pewnej ilości kiszek grochowych, jakiekolwiek fakty, któreby jako następstwa powyższych czynności zasługiwały na taką przynajmniej felietoniczną
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 59.djvu/062
Ta strona została uwierzytelniona.