najdłuższe, trenuje się je, ludzie i konie pocą się jak nieboskie stworzenia, wyrzuca się rocznie miliony złotych... i wszystko to dlatego, żeby potem przelecieć wiorstę o kilkanaście sekund prędzej niż to robi, naprzykład, niejaki Stacho Kałduniak z pod Wilanowa.
Ależ Stacho Kałduniak jeździł na swoim chmyzie cały rok, — dżentlemeni na swoich folblutach nie jeździli; Stacho orał nim, dżentlemeni nie orali; Stacho bronował, Stacho woził drwa do Warszawy, zboże na targ, słowem Stacho użytkował, dżentlemeni ze swoich nie użytkowali — nakoniec, Stacho, mimo, że nie rozumie co znaczy: all right! mimo, że dżokiejów nigdy inaczej nie nazywa, tylko «poganami», mimo nakoniec, że na swego folbluta arcy po mazowiecku «hetta!» woła i prętem lub postronkiem go popędza, jest jednym z najracyonalniejszych krajowych sportsmenów. Drugi wniosek zaś jest taki, że owe kilkanaście sekund większej szybkości koni angielskich są sekundami najkosztowniejszemi ze wszystkich sekund, z jakich składa się nasze ogólne życie, co przy równie ogólnej biedzie, przy powszechnych narzekaniach, przy długach, przy wiecznych terminach etc., jest wydatkiem podobno absolutnie naszą możność przechodzącym. Co do mnie, ostatecznie sądzę, że jeżeli mamy dość powodów zazdroszczenia Anglii wielu rzeczy, które nieprędko u nas
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 59.djvu/087
Ta strona została uwierzytelniona.