się jeszcze czeka? czy też sprawa odłożona ad calendas graecas? Odezwy są to zapewne rzeczy bardzo piękne, ale jeśli prowadzą do czegoś więcej, niż do zadrukowywania welinowego papieru. Dziwna rzecz, że komitet nie daje znaku życia!
Tak rozmyślałem, wracając o zmroku już z Pragi do domu, a rozmyślań tych nie zdołał przerwać nawet widok statku parowego, który osiadł sobie w najlepsze na piasku i ani na prawo, ani na lewo ruszyć się nie mógł. Kobiety i mężczyźni, stojący na pokładzie, spoglądali z utęsknieniem na brzeg warszawski; narzekali, skarżyli się, niektórzy klęli, komin sapał i oddychał kłębami dymu, jakby ze wściekłością, para gwizdała przeraźliwie, a koła poruszały się, tłukąc o piasek. Stanąłem i patrzałem. Upłynęła godzina, ściemniło się. Saska Kępa osnuła się mgłą; na niebie błysła gwiazda jedna, druga; światła po brzegach, odbijając się w wodzie, zaczęły błyszczeć długiemi kolumnami; na bulwarku od strony Pragi jakiś rybak czy przewoźnik zanucił wcale pięknym głosem:
Ty pójdziesz górą, ty pójdziesz górą,
A ja doliną!
Statek ciągle sapał i zgrzytał, z komina poczęły się sypać snopy złotych iskier. Ale z miejsca ani rusz! Mała woda! mała woda — wszędzie zaspy piaszczyste, płytko, nieledwie możnaby