— Cóż kiedy niema!
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
— A możeby Jaśnie pan jajecznicy?
— Dawaj jajecznicę!
— Cóż kiedy niema! A możeby Jaśnie Książę tak coś zimnego... półgęsek.
— Dawaj, trutniu!...
— Cóż kiedy niema.
Te żarty źle się podobno nawet skończyły dla dowcipnego syna Izraela. Ale powiedzcież teraz, czytelnicy, czy z nami nie tak samo postępują, jak z Radziwiłłem? Raz w raz przychodzi ktoś i pyta:
— Możebyście chcieli mieć muzeum?
— Dobrze!
— Cóż kiedy nie macie! A może ogród zoologiczny?
— I to dobrze.
— Cóż kiedy nie macie! A może komitet zdrowia?
— Owszem.
Co do komitetów zdrowia, mamy już zatwierdzoną i mianowaną komisyę sanitarną, która oby sprawiła, żeby nasza Warszawa przestała zatruwać Wisłę, nasza Wisła Warszawę! oby pomyślała o ściekach, kanałach, zdrowszych mieszkaniach dla ubogich, zdrowych pokarmach na targach!
Przed kilku dniami doktor Strzyżewski nade-