Oboje byli młodzi. Kobieta wątła, blada, opierała się silnie na ramieniu mężczyzny, który w ręku trzymał mały koszyczek włóczkowy, naszywany szklanemi paciorkami.
Zbliżyliśmy się do nich.
— Państwo tutejsi?
— Tak, panie. Mieszkaliśmy tu od roku.
— I spaliliście się także?
Kobieta poczęła szeroko opowiadać swoją i męża historyę. Pobrali się od roku. Mieli w Pułtusku dom, żyli szczęśliwie, aż naraz:
— Oto co nam zostało z całego gospodarstwa — kończyła ze smutnym uśmiechem, wskazując na niesiony przez męża koszyczek.
— Zdajecie się państwo czegoś szukać?
— Chcieliśmy choć jeszcze raz popatrzeć na dom, w którym przeżyliśmy rok razem, ale nie możemy znaleźć nawet ulicy. Chcieliśmy...
Urwała nagle, bo łzy tłumiły jej słowa w piersiach.
Mąż nie odezwał się ani razu w czasie całego opowiadania. Na twarzy jego malowała się niema rozpacz.
Nie mieli dachu nad głową; nie mieli ani grosza majątku; byli głodni; nie wiedzieli, co począć, gdzie się podziać.
Szliśmy przez jakiś czas w milczeniu. Ściemniło się już zupełnie; nagle krwawa łuna błysnęła w końcu miasta.
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 59.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.