Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 59.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.

się wprawdzie, że komitet ten nie zacznie prac swoich wzorem opiekuńczego komitetu, który miał czuwać nad przyszłym Zwierzyńcem, a który zaczął od tego, że wydał wyrok śmierci na zwierzęta; spodziewamy się, mówiąc wyraźniej, że komitet nie każe zanieczyścić miasta dlatego, żeby miał potem co oczyszczać; ale z kanalizacyą trudna sprawa. Komitet nie przeprowadzi jej przecież za własne pieniądze, a innych niema — chybaby nasza Syrena chciała zaciągnąć na ten cel pożyczkę, co przy jej środkach i kredycie nie jest rzeczą ani łatwą, ani nawet bezpieczną.
Prawdziwe to dziecię natury ta nasza Syrena. Naprzód — niech mi wybaczą czytelniczki — goła jest jak... święty turecki, a przytem, jak większość dzieci natury, brudna tak, że o zakładby pójść można, że brudniejsza Syrena nie egzystowała nigdy na świecie. Sama się myć nie ma zwyczaju — myją ją tylko deszcze niebieskie, te deszcze, które tak obficie w ostatnich czasach skrapiać ją poczęły. Jest to dla niej arcy pomyślna okoliczność, ale i deszcz, jak wszystko na świecie, ma dwie strony. Płócze miasta, to prawda, ale jednocześnie jakże okropnie wypłókuje kieszenie wieśniaków! Zewsząd dochodzą nas niepomyślne wieści. Sprzęt zbóż wogóle był utrudniony, a w wielu miejscach na garściach wszystko porosło. Klęska