Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 59.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.

co każde sto rubli, jakie skutkiem składek napływały, sądzę, że tej chłodzącej wody więcej spragnionych mogłoby się napić. Składki płynęłyby swoją drogą, i w miarę jakby się zbierały, możnaby je stopniowo odsyłać na miejsce. Lubimy marudzić, to nasza wada. Jak będziesz się uczciwie sprawiał, to nie będziesz goły i będziesz syt — mówił pewien filantrop do pewnego mizeraka, który chudy był jak treść niektórych prelekcyi dobroczynnych i świecił łokciami nakształt dyetaryusza naszych prywatnych i publicznych instytucyi. — Nie, proszę pana — odpowiedział on nieborak — jak nie będę goły i będę syt, to się będę dobrze sprawował. — Nazywa się to w ludowym języku: przewrócić barana do góry nogami. Jak się więcej zbierze, więcej dostaniecie — mówimy Pułtuszczanom. — Nim się więcej zbierze, pomrzemy z głodu — mogliby nam odpowiedzieć; nim się więcej zbierze, spali się jeszcze jakich kilka miast, i mniej dostaniemy. Och! odpowiedziby nie zbrakło. Tak! lubimy marudzić. Historya podobna nie pierwszy raz trafia się w Warszawie. Pamiętam, parę lat temu była powódź, Wisła wylała; od tej powodzi szczególniej ucierpiała Praga. Składki były znaczne, znakomite nawet; utworzył się jakiś komitet, nie pamiętam już z kogo złożony, i pomoc doszła powodzian akurat jakoś w pół roku, mniej więcej wtedy, kiedy zapomniano już o po-