tykasz się więc oko w oko z niebezpieczeństwem i czujesz, jak drży ci przestrachem serce.
I oto cel autora, jako artysty, dopięty.
Jako artysta, autor chciał wywołać wrażenie; jako myśliciel, poruszył kwestyę. Znajdujesz w nim i jednego i drugiego — a myśliciela więcej jeszcze może niż artystę. Wydaje się tak zwłaszcza w czytaniu, gdy słowa, nie poparte giestem i intonacyą głosu, rażą częstokroć zbytniem wyrafinowaniem i subtelnością, a zawiłość psychologicznego zagadnienia przesłania akcyę. Ci jednak, którzy widzieli już ten utwór na scenie, mówią, że w przedstawieniu zawiłość ta ginie; mówią, że kwestya nie traci na wadze, a artyzm staje się wybitniejszym. Chwalą szczególniej, jako sceniczne, dwa pierwsze akty, które rzeczywiście są znakomite.
Otóż taki to utwór ma rozpocząć zbliżający się zimowy sezon teatralny. Potem przejdziemy do białych wierszy, różniących się tem od poezyi, że są podobne do prozy, od prozy zaś, że mają jednaką długość. Ale nie rozpaczajmy! jeżeli bowiem utwory takie podobne są ze względu na długość i ciężkość do dział Kruppa, różnią się jednak od nich dobroczynnie tem, że huk ich nie przeszkadza spać.
A teraz, nim z obowiązku przejdę do innych faktów, nim pocznę opowiadać nowiny miejskie, nim złożę całotygodniowy ukłon municypalności
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 60.djvu/029
Ta strona została uwierzytelniona.