Jakkolwiek miasto nasze nazwałem niegdyś, ku wielkiemu zgorszeniu lirycznie usposobionych jego mieszkańców, więcej nerwowem niż dobroczynnem, jednakże muszę wyznać, że, nie wchodząc w to, dlaczego — dużo się u nas robi dla ubóstwa. Mamy Towarzystwo Dobroczynności, mamy różne dobroczynne bractwa, mamy pożyteczne ze wszech miar Biuro wyjątkowej nędzy, które niewiele o sobie mówi, ale wiele robi; mamy kwaśno-słodkie Przytulisko, które dla równowagi może więcej mówi niż robi; mamy przytułki, schronienia etc. etc, a jednak dziwna i smutna rzecz: żebractwo mnoży się u nas i powiększa z dnia na dzień. Są miasta, które mają więcej proletaryatu, ale mało jest takich, któreby miały więcej różnej płci i wieku żebraków. Włóczą się po domach, dzwonią do mieszkań, nie dają ci pokoju na ulicy, w kościele, w restauracyi, na przechadzkach, słowem: chwytają cię za poły wszędzie.
Nie masz ani chwili spokojności, ani jednej chwili, w którejbyś, wyszedłszy na miasto, nie był zaklinany, przeklinany i błagany to przez jaką nieszczęśliwą wdowę, która od pięciu lat nie ma za co pochować męża; to przez kogoś wypuszczonego ze szpitala, który przez dwa miesiące nie miał nic w ustach; to przez rozmaite tym podobne indywidua, nieraz zdrowe,
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 60.djvu/045
Ta strona została uwierzytelniona.