Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 60.djvu/081

Ta strona została uwierzytelniona.

z giełdą stoją związku. Ten język to pieniądze — ten język to język nowożytnych i szczególnie w dzisiejszych czasach czczonych bogów. Mówią nim na Olimpie, to jest na giełdzie, i w okolicach Olimpu, to jest na Placu Bankowym, za Żelazną Bramą i w okolicach jej przyległych. Cóż więc dziwnego, że nam, prostym śmiertelnikom, którym wiatr chodzi po kieszeniach, a szuflady w biurkach obiecują niezagrożone przez żadnego wielbłąda, ani przez żadne ucho od igły, wejście do Królestwa Niebieskiego; nam, dzisiejszym, co do imienia, nie co do siły, Goliatom, których lada błogosławiony Dawidek z łatwością za pomocą procentowego kamyka na miejscu zabija; nam, biblijnym ptakom bożym, które nie orzą, bo nie mają czem, nie sieją, bo nie mają czem, nie zbierają, bo nie mają co, a jednak żyją — sami nie wiedząc po co — cóż dziwnego, powtarzam, że nam język ten wydaje się niezrozumiałym, dziwacznym i śmiesznym nawet? Nie rozumiemy go i kwita, ale rozumować nam nie wolno — bo biada ułomnemu człowiekowi, który tajemnice bogów do gruntu poznać i zbadać pragnie! Zresztą tym wszystkim, którzyby w nieograniczonej zuchwałości, właściwej ludzkiemu plemieniu, chcieli ten język bluźnierczo nazwać obrzydliwą mieszaniną poprzekręcanych wyrazów, należących do wszystkich języków europejskich, oświadczam, że bo-