państwo — choćby wyspy Fidżi lub Dahomej, które, ile wiem, nie mają jeszcze swych pełnomocników, wybranych w pośród grona współobywateli naszego grodu.
Wspomniałem o tanich kuchniach. Jakoś ucichło o nich, a że to, bądź co bądź, instytucya publiczna, pozwolicie zatem, czytelnicy, że w imieniu waszem i swojem narobię hałasu i spytam: co tam z niemi słychać? Radzibyśmy ujrzeć jakieś sprawozdanie, radzibyśmy wiedzieć, jak tam idzie: w górę, czy na dół? czy instytucya się wzmaga i rozwija, czy opada i kiśnie, tak, jak wszystko u nas? Również ciekawi jesteśmy: co się dzieje z dyżurami dam? czy to była moda chwilowa tylko, która przyszła, przeszła i znikła, czy poczucie obowiązku?
Co do mnie, nigdy nie chciałem wierzyć złośliwym językom, które twierdziły, jakoby damy nasze przyjmowały dyżury tylko dlatego, że z tej okazyi można się było ubrać w kupiony u Penkali lub Thonnesa biały gosposiowaty fartuszek z kieszonkami. Wiem wprawdzie, że jeden taki fartuszek kosztował tyle, że możnaby za niego kupić tani obiad dla trzydziestu przynajmniej wyrobników; wiem, że nieczuli mężowie, nie uwzględniając wysoce filantropijnych celów, w jakich były kupowane fartuszki, ani poświęcenia małżonek, kręcili głowami i krzywili się, jak środa na piątek, na wydatki, jakie
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 60.djvu/087
Ta strona została uwierzytelniona.