Ale nietylko te względy skłaniają mnie do wystąpienia przeciw nowym projektowanym liniom. Wiadoma rzecz, że założenie ich obniżyłoby ceny mieszkań, ludność bowiem przestałaby się tłoczyć do środka miasta. Po cóż więc, pytam, robić na złość właścicielom domów? i szkodzić jedynej gałęzi przemysłu, rozwiniętej na wielką skalę, to jest obdzieraniu ze skóry lokatorów, środek miasta zajmujących? Skoro takie garbarstwo krajowe kwitnie, skoro nasza Warszawa nietylko wytrzymuje pod tym względem współzawodnictwo innych stolic europejskich, ale nawet pomienione stolice przewyższa, nie przykładajmyż dobrowolnej ręki do obalenia tego, co samo wzrosło i rośnie jeszcze co kwartał, jak na drożdżach. Zresztą nowe linie to prawdziwe pantofle Diderota. Będą koleje, natychmiast Towarzystwo gazowe musi się postarać o nowe rury; będą nowe koleje, wnet i dla municypalności kłopot, bo zagorzali postępowcy zaraz zaczną w niebogłosy krzyczeć o lepsze niż dotychczasowe bruki; okaże się potrzeba nowych prac, nowych usiłowań, wydatków, i tym podobnych rzeczy, które prowadzą tylko do niepotrzebnych wysileń miejscowych inteligencyi i nie pozwalają ludziom spać spokojnie.
Nie zakładajmy więc kolei, mili współobywatele! na co nam one? wzrośliśmy i wychowali się na chwałę i pożytek społeczeństwa bez
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 60.djvu/097
Ta strona została uwierzytelniona.