już nawet wszedłem, ale na nieszczęście jakże dalekie są one od takich, o jakich marzyłem! Co powiecie? Zrozumiano najfałszywiej moje piękne zamiary. Obrażono się na mnie, obrażono najniesłuszniej; cóżem ja bowiem winien, iż Lombard sądzi, że wszelkie pochwały o nim wypowiedziane nie mogą być czem innem tylko ironią. A jednak tak sądzi sam Lombard, tak sądzą jego urzędnicy, przewodnicy i wszyscy święci, jacy tylko z instytucyą tą związek mają. «No! przecież na seryo chwalić mnie nie można, — rozumował sobie Lombard — był to więc złośliwy żart, jeżeli zaś był to żart, więc wytoczmy żartującemu sprawę». Wyznaję chętnie, że rozumowanie takie dowodzi zarówno idealnej, ewangelicznej skromności, jak i pozytywnej trzeźwości umysłowej. Tak jasnego poglądu na rzeczy dawno nie zdarzyło mi się spotkać. Co do mnie jednak, powtarzam raz jeszcze, że chwaliłem szczerze, tak, jak i teraz szczerze wynurzam moje uznanie dla władz umysłowych i bystrości rozumowania filarów pomienionej instytucyi. Suum cuique! Zrobiłem może nieostrożnie, zamiast bowiem sam przekonać się, o ile pochwały są słuszne, zaczerpnąłem je z pism innych.
Na wszelki wypadek jednak, mogę wskazać pierwotne źródła.
Oto i wszystko. Teraz dopiero przekonywam
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 60.djvu/114
Ta strona została uwierzytelniona.