byłem w mieście. Wróciwszy, zastałem Warszawę, a raczej towarzystwa warszawskie, deklinujące na wszystkie sposoby wyraz: «Niewinni». Doprawdy, nie myślę wcale wkraczać w dziedzinę zazdrosnego o swoje prawa naszego recenzenta teatralnego, sądzę jednak, że sztuka ta nie musi być pospolitą miernością, skoro tyle zdołała wzbudzić rozpraw, sporów i gorących za i przeciw. Pamiętam, że po przedstawieniu jej udałem się do jednego z naszych artystyczno-literackich salonów. Nie rozmawiano o niczem więcej, tylko o tej sztuce. Między zwolennikami jej tendencyi odznaczała się szczególniej pewna piękna i młoda dama, której następnie towarzyszyłem w drodze do domu. Wyszedłszy z towarzystwa, była jeszcze pod wpływem sztuki i rozpraw o niej. Rozmowa nasza snuła się dalej na tejże samej kanwie, było to jednak zarazem jakby badanie się wzajemne dwu umysłów, które się nie znają, a poznać pragną. Jeśli dwie dusze zespolisz z sobą na długie lata, wówczas póty będą się do siebie naginały, aż znajdą pewną linię wspólną dla swych charakterów, usposobień i wyobrażeń, po której dalej już pójdą ręka w rękę. Ale przy pierwszem zetknięciu się, nim w świecie jednakich myśli i pragnień nastąpi porozumienie, zawsze odbywa się pewna jakby próba, podczas której, co jeden duch pochyli się ku drugiemu, to drugi cofa się
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 60.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.