znowu, jak trwożliwy ślimak w skorupę. Takiem też próbowaniem i cofaniem się wzajemnem była początkowa nasza rozmowa, porozumienie jednak nadchodziło szybko. Towarzyszka moja co chwila stawała się szczerszą. Noc i cisza późnej godziny usposabiała ją do otwartości. Była to dusza przejasna, wrażliwa, nawskroś artystyczna, ale zmęczona trochę. W chwilach takich duchowego zmęczenia pospolity filister wpada w apatyę, poczyna palić fajkę, kupuje sobie orzechów i gryzie je bezmyślnie, albo też obraca oczy naokoło siebie, wielkie palce rąk złożywszy na żołądku, mrucząc i zrzędząc trochę na porządek tego świata. Ale dla istot uczuciowych i wrażliwych, a obdarzonych bujną wyobraźnią, stan zmęczenia duszy jest stanem strasznego zwątpienia o wszystkiem i bezdennej duchowej rozpaczy, która im głębiej nurtuje, tem większym na zewnątrz pesymizmem się objawia. Towarzyszka moja właśnie była w takiem usposobieniu — które na nieszczęście nie wydawało się chwilowem tylko. Zaprzeczająca wolnej woli tendencya «Niewinnych», pod której wrażeniem zostawała i z którą się zgodziła, nasunęła jej cały szereg myśli i konsekwencyi, tak pesymistycznych, jakby całe życie chowała się na filozofii rozpaczy Hartmanna. — Niema więc wolnej woli, mówiła do mnie, jesteśmy tylko igraszką
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 60.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.