Dyrektora do wiedeńskiego Burgu. Zgadnij też pan, ile listów odebrałem?
— No, ile?
— Piętnaście!
Ni mniej ni więcej. Bagatela! ale nie o to mi idzie. Chcę tylko powiedzieć, że w warszawskiej publiczności niemasz nic dla mnie tajemniczego, i że ta zupełnie od lwowskiej różna. Warszawska o wiele jest żywsza i wrażliwa: oklask tu zawsze jak burza, entuzyazm dłuższy. Spojrzyjcie na tę czarną, zbitą masę głów, pochyloną z paradyzu na scenę. Oczy tu mało nie wypadną z orbit; dech w piersiach zatamowany, każde słowo, łowione w locie tysiącem uszu, twarze odbijają każde wrażenie jakby zwierciadła. Miło jest mówić do publiczności, która tak umie słuchać; dlatego artyści powinni czuć i czują dla niej wdzięczność. Oczy każdego wywołanego artysty i każdej artystki biegną tu przedewszystkiem ku górnym sferom teatru; dla nich najprzyjemniejszy uśmiech i dla nich najserdeczniejsza podzięka. I słusznie. We Lwowie jest inaczej. Inicyatywę do wywoływań i oklasków daje tam nie paradyz, ale parter, na którym panują studenci uniwersytetu, a w szczególności bujny i rej wiodący naród techników. Z tem wszystkiem masy, jako masy, daleko tam obojętniejsze, oklaski brzmią tam jakby znudzone i mdleją zaraz po urodzinach: podwójne
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 60.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.