pienie wewnętrzne i wewnętrzną pracę ducha; podczernione jej oczy świeciły fosforycznie. Rozmowa nasza nie mogła trwać długo, bo urzędowe kaleczenie uszu domorosłemi Polkami nie jest w zwyczaju we Lwowie, a muzyka antraktowa i same antrakty trwają daleko krócej niż u nas. Z rozmowy tej jednak dowiedziałem się, z jak żywą wdzięcznością wspomina artystka nasze miasto i przyjęcie, jakiego po swym przelotnem występie ze strony publiczności doznała. Czy zobaczy jeszcze artystka naszą publiczność, a publiczność artystkę? — trudno powiedzieć. Jeżeli to nastąpi, nastąpi zapewne nieprędko. Tutejsze najznakomitsze artystki, dalekie zarówno od uczuć zazdrości, jak i od bojaźni współzawodnictwa, chętnie ujrzałyby między sobą nową koleżankę, chętnieby nawet, gdyby to od nich zależało, pomogły młodemu, rokującemu takie nadzieje talentowi. Nie mam zwyczaju mówić nic nigdy na domysł, więc i powyższe zdanie wypowiadam dlatego, że słyszałem je z ust osób, o których mowa. Oznacza to zarówno szlachetne, koleżeńskie uczucia, jak i głębokie zamiłowanie do narodowej sztuki.
A teraz pytanie: czy panna Deryng byłaby tu istotnie potrzebną? Któż na nie odpowie przecząco? Posiadam, a przynajmniej uzurpuję sobie przywilej d’un enfant terrible, pozwalającego sobie wypowiadać rozmaite takie prawdy, które się
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 60.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.