Luka po Bakałowiczowej jeszcze nie zapełniona, i Bóg wie, kiedy będzie zapełniona, a z tej luki wieje chłodem i pustką. Ale nie mówiąc już o pannie Deryng, której talent wart zresztą czegoś lepszego od łatania nim szczerb, chcę jeszcze ukazać jedną organiczną różnicę między teatrem lwowskim a naszym. U nas jest tak: albo znakomitość, o której można tylko powiedzieć: perfekcya! albo już «polizeiwidrig», jak mówią Niemcy, — o czem nie mówi się nic, bo wreszcie przykro mówić. We Lwowie jest inaczej. Są tam znakomitości, są i mierności, ale przepaść między niemi daleko lepiej wypełniona, więcej tam tych sił, które nazywają się: pożyteczne, a o które tu bez powodzenia dotychczas de profundis wołamy.
A jednak, wiemy skądinąd, że dyrekcya nasza pragnie tym niedostatkom zaradzić, ale są powody, dla których uczynić tego nie może. O powodach tych mógłbym i ja coś także powiedzieć, ale musiałbym dotknąć nader drażliwej kwestyi, bo tyczącej pensyi, feu i t. p. Jak o Ryczywole zamilczeć wolę.
Przechodzę teraz do Ładnowskiego. Jest to także jedno ze świateł sceny lwowskiej. W swoim czasie artysta ten próbował sił u nas, ale próbował nieszczęśliwie. Pewien krytyk radził mu nader serdecznie, żeby lepiej założył skład węgli kamiennych, lub fabrykę szuwaksu. Ale artysta
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 60.djvu/145
Ta strona została uwierzytelniona.