zgrabnie zrobić, żeby owej skromności nie obrazić. Myślę więc sobie: nazwę ich po turecku. Termin — może się utrze — oddam co komu należy, a przytem wzbogacę trochę język (niechże i ja mam jaką taką zasługę!) — więc tedy i nazwałem ich po turecku. Nagle przyszła mi do głowy pewna wątpliwość. Nuż moje dobre chęci nie będą zrozumiane i ocenione jak należy — mój Boże, świat jest tak zepsuty i złośliwy! nuż będzie jakie nieporozumienie, a stąd nowe kwasy, albo, co gorsza, nowe wezwania o «zjawienie się!» Przekreśliłem więc turecki wyraz i wolę poprostu, nie uciekając się do turecczyzny, i bez względu na czyją skromność, nazwać wielkim obywatelem, nie zaś safandułą, każdego, kto na to zasługuje.
Czy zaś komitet, mianowany do założenia ogrodu zoologicznego, na to zasługuje? Ktoby o tem wątpił, ten pozwoli mi także powątpiewać o swoich zdrowych zmysłach, poczytalności prawnej, o wybieralności na członka krajowych resurs, o posiadaniu książeczki legitymacyjnej, regularnem opłacaniu tak zwanej karty pobytu i innych kwalifikacyach, które odróżniają każdego porządnego i statecznego obywatela od pierwszego lepszego «demagoga z brodą», nie wierzącego w nic, nawet w wielkość przeznaczeń pana Eysmonta, autora Tragikomedyi, o której na końcu tego odcinka zamierzam po-
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 60.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.