gorliwości Matek chrześcijańskich, szkółka miała aż nadto wystarczające fundusze, i elewki, zamiast wychowywać się na służące, wychowywały się na wielkie damy, dziś też same uczennice nie mają co jeść, w co się ubrać i za co się uczyć. Faktu tego nie zaprzeczam wprawdzie, bo, raz, że jest rzeczywisty, a powtóre, sądzę, że z wielką chwałą dla bractwa Matek chrześcijańskich potrafię go usprawiedliwić. Niegodziwcy ci mówią jednak dalej, że dawna hojność Matek chrześcijańskich tłómaczyła się nie litością prawdziwie chrześcijańską dla biednych sierot, ale niesłychanie poprawną francuszczyzną widomej głowy pomienionego zakładu, która to głowa umiała przez francuszczyznę trafić i do ich kieszeni. Od czasu zaś, jak zabrakło głowy, zabrakło i pieniędzy. Co się tycze francuszczyzny, to przecie wszystkim wiadomo, że ludzie w dobrym duchu i dobrych zasad powszechnie nie używają innego języka, zatem francuszczyzna była tylko jedną więcej gwarancyą i kwita. Ale jest jeszcze jedna kwestya, na którą, jako człowiek w dobrym duchu, również czuję się w obowiązku odpowiedzieć. Ludzie rzekomej dobrej woli, chcąc podeprzeć upadające fundusze szkółki, urządzili w Dolinie Szwajcarskiej widowisko sceniczne, amatorskie. Sądzono, że miłosierne osoby rozkupią wszystkie bilety co do jednego, że przyjdą naprzód Matki chrześcijańskie i ciotki
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 60.djvu/179
Ta strona została uwierzytelniona.