Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 60.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale nie o tem chcę mówić, tylko o moim optymizmie i różowym sposobie widzenia rzeczy. Otóż, jakkolwiek wszystko uniewinniam, jestem nawskroś oburzony i nie posiadam się z gniewu, który podzielicie niezawodnie wraz ze mną, czytelnicy, jak tylko dowiecie się, o co idzie. Wyobraźcie sobie, wyrządzono u nas w Warszawie publiczną zniewagę kobiecie, i to cudzoziemce, autorce, sławnej na cały świat, znanej wszędzie i czytanej wszędzie. Mówię ni mniej ni więcej, tylko o George Sand. Wyrządzono jej u nas krwawą obelgę, albo inaczej mówiąc, pan Breslauer wydał tłómaczenie jej powieści «Consuelo» na język pol..., nie, chciałem powiedzieć na język sui generis. Takiego przekładu dawno mi się już nie zdarzyło czytać. Podług mnie, pani Sand powinna pozwać pana Breslauera o ciężkie pokaleczenie biednej «Consuelo», skutkiem czego młoda śpiewaczka, okazawszy się podrapaną, poczochraną, pokrwawioną, wydała się brzydką, a nawet wstrętną. Dla przykładu zacytuję wam kilka tego rodzaju «omyłek zecerskich», jak zapewne powie pan Breslauer. Zobaczmy:
Stron. 1, Rozdz. I.: «Lękam się, aby nazwawszy ją, nie utraciła tej rzadkiej cnoty. Czy to ma znaczyć: nazwawszy cnotą? Nie: to nauczyciel lęka się, aby wymieniwszy imię uczennicy, nie wbił jej przez to w pychę».
Stron. 9-ta: «Druga (drugi rodzaj brzydoty)