tychmiast. Ludzie tacy jak Caussade nie mają szlachetnej natury muszli perłowych, które każdą ranę, każde ziarnko piasku, każdy ból w perłę krysztalą. Rzuć kamień w wielką rzekę — woda ledwo się poruszy i uniesie go własnym biegiem, ale mały spokojny strumyk zamąci się z lada powodu i długo kołysać się będzie, nim trafi w dawne koryto.
Nasi Najserdeczniejsi podkopują pod Caussadem grunt, na którym stoi. Powoli ziemia obsuwa mu się z pod nóg — rozpacz budzi drzemiące w nim pierwiastki czynne, zaczyna działać, aż oto doktór (p. Królikowski) jedyny uczciwy choć nie bezinteresowny człowiek z pomiędzy przyjaciół Caussade’a, podsuwa mu pod nogi mały kamyk, a ten staje na nim, kontent jak dawniej z siebie i drugich. Przyczyny uspokojenia Caussade’a naciągane, nienaturalne, nieprawdopodobne do najwyższego stopnia, zdają nam się zupełnie nie wystarczającemi. Podejrzliwość takiego człowieka raz rozbudzona, nie prędko się uspokaja. Miłość jego ku żonie, jakkolwiek z jednej strony może być tu powodem łagodzącym, tak z drugiej — właśnie ta miłość zraniona w najserdeczniejszych swych posadach, winna go pobudzać tem bardziej do ostateczności.
Jeżeli doktór, który przecie powinien przynajmniej tyle co i widzowie ufać skuteczności swych środków, wykrzykuje po strzale: «Caus-
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 77.djvu/009
Ta strona została uwierzytelniona.