których rzeczywiście mnóstwo wychodziło z pomiędzy różnowierców. Odpowiada tedy zarówno zjadliwie, wcale nie przebierając w wyrazach. Wartości poetycznej ani ciętego dowcipu niema tu wcale: wszystko zasadza się na grubiaństwach i wymysłach, jak zwykle w paszkwilach ówczesnych. Ale to bywało we zwyczaju; nawet polemiki nie rozumiano inaczej, i najpoważniejsi ludzie kończyli spory, wymyślając sobie wzajem co dusza raczyła. Miaskowski mniej, nawet jak inni skłonny był do paszkwilów i chyba zupełnie przebrana miara w napadach na króla i jego wyznanie, mogła go skłonić do podobnego rodzaju odpowiedzi.
Cykl utworów odnoszących się do rokoszu, zamyka: «Post nebula Phoebus, albo polska pogoda po burzy domowej«. Wszystko skończyło się jak sobie życzył poeta. Rokosz umilkł, wygrał król, a z nim i katolicyzm; powszechna amnestya uśmierzyła umysły i nowych, jako dowód łaskawości i umiarkowania, zjednała dworowi przyjaciół. W radosne struny uderza w tej pieśni Miaskowski i dźwięcznym językiem głosi wesołe Alleluja.
Witaj różany dniu po nocy wronej!
woła w uniesieniu i zwraca się z modlitwą dziękczynną do nieba. Piękne są słowa jakiemi zaklina obywateli, aby na przyszłość nie popadali już w podobne zaślepienia: