tchnąć, a nawet i pobawić się zimą. A więc w karnawał, hulaj dusza!… Przez wzgląd na panów obywateli nie kończę do rymu tego wesołego wykrzyknika, choć w drugiej, niedomówionej jego połowie może on i prawdziwszy, niż w pierwszej. Ale karnawał już minął; umarł i pogrzebion! Mówki pogrzebowe wypowiedziano mu tu i owdzie; zatem nie wspomnimy o nim więcej.
Teraz post, a więc i postne zabawy: odczyty, których się nie słucha, rauty, na których się ziewa, i koncerty, na które się nie chodzi. Co do rautów, ziewać na nich jest w dobrym tonie, i żaden człowiek, który się szanuje, nie powinien o tem zapominać. Na koncertach także bywają pustki, na które oburzają się sprawozdawcy, a oburzają się potrochu słusznie; bo jeśli mamy dość pieniędzy na oglądanie słoni, koni, kóz i amazonek Salamońskiego, powinno nam starczyć i na posłuchanie muzyki takiego oto artysty, jak pan Górski, najlepszy dziś nasz skrzypek, a najszlachetniej z naszych skrzypków pojmujący muzykę. Ale to u nas tak: „co w domu, to komu“. Gdyby pani Patti dała się była przejednać gorliwemu Przytulisku, każdy z nas byłby ostatnie bodaj groszaki wytrząsał za bilet wejścia — na czemby niezawodnie najwięcej skorzystała śpiewaczka. Dawano jej tysiąc rubli za jeden wieczór — nie chciała. Widocznie mądra to kobieta! zrozumiała, że ona
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/024
Ta strona została uwierzytelniona.