trafić do umysłów Warszawian, a zwłaszcza Warszawianek. Że tak źle nie jest, na dowód niech posłuży choćby dyplomacya p. Świętochowskiego, którego odczyt wogóle podobał się kobietom, choć prelegent nie szczędził im prawd gorzkich. Ale: „c‘est le ton qui fait la chanson“ — wszystko zależy od formy. Prelegent nie mówił o obecnych słuchaczkach, niech Bóg broni! Wprawdzie do udatnych sylwetek prelegenta konturów dostarczyła obserwacya; ale że niema reguły bez wyjątków, każda zatem ze słuchaczek była takim wyjątkiem.
To jedno; a teraz drugie. Kto też zgadł, dlaczego słuchaczki nie oburzają się surową krytyką p. Hofmanowej. I w tym względzie prelegent niechcący okazał się biegłym dyplomatą. Że jednym z przywilejów kronikarza jest wolność podsłuchiwania, niech więc następna, podsłuchana rozmowa wytłómaczy i dyplomacyę prelegenta, i powody, dla których słuchaczki nie ujmowały się za Hofmanową.
— Czy też to prawda — pytała przy wejściu młoda jakaś blondynka swej równie młodej, ciemnowłosej towarzyszki — że Hofmanowa każe kobiecie uważać męża za rozkazodawcę i pana, którego każdemu skinieniu należy bezwarunkowo ulegać?
— Słyszałaś przecie.
— No i cóż ty o tem myślisz?
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/035
Ta strona została uwierzytelniona.