małżeństwo jeszcze w miodowym miesiącu; nie wiem, czy szczęśliwe, ale zawarte, choćby nie na długo — o którem nikt dotąd nie śmiał przypuszczać, aby kiedykolwiek dojść mogło do skutku. Bo trzeba wiedzieć, że nowożeńcy żyli przed ślubem nie tylko w oddaleniu od siebie, ale prawie w nienawiści. By nie być rozwlekłym, a zbyt cierpliwości czytelnika nie wyczerpywać, powiem tylko, że mowa tu o związku małżeńskim, pobłogosławionym przez pana Aleksandra Tyszyńskiego między Darwinem a Biblią.
Rzecz, prawda, nie nowa, u nas nawet; a jeśli się komu zdawać może niesłychana dotąd, to dlatego, że niesłychana — boć, posłyszawszy ją z przewielebnych ust d-ra Henryka Reuscha, powtórzył ją u nas ks. Nowodworski („Biblia i Natura“). Teraz podniosły się nasze w tej sprawie głosy, i przyszło na naszym gruncie do tego małżeństwa; a fakt to tem dziwniejszy, że obie rodziny nowożeńców, jak się później pokazało, były jak najprzeciwniejsze temu związkowi. Capuletowie wyrazili swe oburzenie w Przeglądzie Katolickim, Montecchi w Opiekunie Domowym — obie zaś rodziny uważają małżeństwo za przymusowe, a pana Tyszyńskiego za człowieka, który w gwałtowny sposób kojarzy z sobą istoty, nie czujące najmniejszej wzajemnej sympatyi. W tem też głównie spoczywa prawdziwa różnica tej sprawy od sprawy
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/051
Ta strona została uwierzytelniona.