go Azorka i żółtą chustkę fularową i co ma, byle tylko była wojna. Pan naczelnik drażni pobożnego pana sędziego, utrzymując, że wszystgii? należałoby ich nazwać „jezujedzi“…[1]
— A cóż im acpan dobrodziej zarzucasz?
— Wszystko!
— To nie dosyć.
— Czy to jeszcze mało? Alboż to nie oni szkodzą podwalinie społecznego ustroju, religii? należałoby ich nazwać „jezujedzi“…
Zabierało się na coś gorącego ze strony p. sędziego, ale dalszą rozmowę stłumiły wesołe okrzyki dzieci, biegających za piłką lub obręczami. Staruszkowie umilkli, goniąc rozmiłowanemi oczyma te prawdziwe motyle ludzkiej wiosny życia, ubrane podług ostatniej mody. Środkiem alei biegnie ze wszystkich sił dziesięcioletnia może dziewczynka; nóżki zdają się ziemi nie tykać, wstążki furkają koło głowy, a za nią gonią jeszcze potoki złotych włosów.
Prawdziwy to motyl!… tu ją trzymasz, tu jej niemasz; zakręci się ze szczebiotem i dźwięcznym, jak srebrny dzwonek, śmiechem, błyśnie raz jeszcze i lada chwila zniknie.
Stary radca posmutniał, i łza zakręciła mu się w oku.
— Moja Malinka zupełnie taka była. A żebyś wiedział, sędzio, co to było za dziecko!…
Tu stary radca urwał i schylił się po piłkę, która zatrzymała się u nóg jego, a podniósł-
- ↑ Brak w tekście jednego wersu, w tym miejscu powtórzony jeden z wersów następnych. W oryginalnym tekście w Gazecie Polskiej, 1873, nr 89 zdanie brzmi: „Pan naczelnik drażni pobożnego pana sędziego, utrzymując, że wszystkiemu złemu na świecie winni jezuici.“