go bitwę pod Wiedniem. P. Brandt wybrał tę chwilę, w której król, dostrzegłszy wahanie się Turków, dla ostatecznego ich złamania puścił w zamęt bojowy decydujące zawsze hufce strasznej husaryi. Rozbite, jakby uderzeniem piorunu, na dwie połowy szeregi tureckie rozwarły się w szeroką ulicę, przez którą, niby huragan, biegną skrzydlate pułki z całą grozą i przerażającym majestatem, niszcząc, łamiąc i tratując wszystko po drodze. Ludzie, wielbłądy, konie albo padają pod uderzeniami wyciągniętych lasem kopii, albo w niepojętym bezładzie napróżno szukają w ucieczce ratunku. Przewracające się namioty, furya zwycięzców, trwoga, malująca się w rysach i ruchach pobitych, zamęt, dym, blaski wystrzałów — słowem, wszystko, co stanowi charakterystykę bitwy, uchwycone i oddane z niezrównanym mistrzowstwem. Zda się, że słychać jęki, rżenie i tętent koni, huk strzelby, wrzaski bojowe.
W właściwem świetle przedstawiają się nam ostatnie nasze domowe uroczystości, w których, jak np. w owacyi dla Królikowskiego, chodziło o uczczenie talentu i pracy, w obiedzie dla Wieczorkowskiego, b. Prezesa Sądu Apelacyjnego, o uczczenie zasługi i pracy, i nakoniec w uroczystym obchodzie czterdziestoletnich trudów p. Kł., siostry miłosierdzia, o uczczenie poświęcenia i pracy. W tej ostatniej uroczystości niewiele osób brało udział. P.
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/065
Ta strona została uwierzytelniona.