praca czystych, miłujących dobro społeczne dusz niewieścich, — tembardziej, że nie idzie za nią sława.
Za prelekcyami bowiem w Resursie idzie. Nie wszędzie tak łatwo zarobić na sławę i zostać wielkim i „znanym“, jak u nas. Dość wystąpić z katedry, dość napisać jedną i drugą powiastkę, dość umieścić parę artykułów w któremkolwiek z pism peryodycznych, by otoczyć swe skronie gloryą wielkości. Nasi i nasze geniusze nie mają powodu się skarżyć. Najprzód rodzina, ciotki i kuzynki, następnie koterya i cały ogół otacza ich z łatwością uznaniem. Dostaje się wówczas przydomek: „nasz znany“. Mówimy: nasz Kopernik, nasz Mickiewicz, nasz Matejko, a obok tego naiwnie i nasz… „Wiesz pan dobrodziej, ten co to… o!… jego artykuł był tu a tu drukowany“. Chcąc być konsekwentnymi, powinniśmy kalosze, laski i parasole takich naszych wielkości nazywać także naszemi. Mówiłoby się wówczas: Idzie nasz ten i ów… w naszych kaloszach, podpierając się naszym kijem… — Mimowoli przypominają się wyrazy Słowackiego:
A but twój prawy powieszą w Sybilli,
A o znikniony lewy będą skargi,
A twa peruka, jeśli masz perukę,
Frenologistów podeprze naukę.