gości umysłowe, i to frak, którego kieszenie są puste!
Co wówczas robią? Starają się napełnić kieszenie owego fraka jakimkolwiekbądź sposobem, najczęściej posagiem. Stąd to owe polowania, których nie powściąga żadne prawo, nawet na miesiące letnie. Zimą poluje się w salonach — latem na przechadzkach, spacerach, wodach, ogrodach, na słońcu i w cieniu, zrana i przy wieczornym blasku lamp na fantowych loteryach. O tych ostatnich zapewne usłyszymy. Cieszą się już na samą myśl o nich młodzieńcy i dziewice, krawcy, modniarki; cieszy się zapewne dobroczynność, cieszą się i ubodzy, — smucą się ogrodnicy Saskiego ogrodu, dla których podwójna czeka potem praca; smucą się drzewa, które tracą liście i niszczeją od sadzy lamp, zawieszonych na gałęziach; smuci się nareszcie i ptactwo, które wystraszy zgiełk, gwar, tłumy ludzi, fajerwerki, ognie bengalskie i orkiestry.
Istotnie, Saski ogród po każdej loteryi wygląda jakgdyby po napadzie Tatarów. Co za smutny widok przedstawiają nazajutrz owe zakurzone i opadłe płótna, strzępy kolorowych papierów, podeptane, walające się w kurzu liście, resztki niedopalonych cygar i papierosów! Wówczas to ptactwo milknie, atmosfera jest duszna i zakopcona dymem, a cały ogród wygląda jakgdyby nazajutrz po orgii.
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/102
Ta strona została uwierzytelniona.