Szkoda ogrodu. Ponosi on pono największe ofiary dla ubogich; bo my przynajmniej bawimy się, chcemy wmówić w siebie, że się bawimy. Jest to nudna rozrywka, ale zawsze rozrywka.
Czy zabawniejsza bywa zwyczajowa w Zielone Świątki wycieczka Warszawian na Bielany, różnie różni utrzymują. Rozstrzyga o tem pogoda, która zwykła w owe dni kaprysić, a tego roku tak się rozgrymasiła, jakby wiedziała o swej ważności. W drugi dzień Świątek uśmiechała się zdradziecko, żeby narobić nadziei czekającym na zarobek świąteczno-świątkowy, wywieźć łatwowiernych na czerwcówkę, a potem zmyć im głowy raz i drugi. Komuż wierzyć, jeśli już i pogodzie majowo-czerwcowej nie można wierzyć? Wartoby ją opisać, jak węża, żeby się nikt podejść jej nie dał. Ale czyby to komu zdało się na co? Świat przecie lubi być zwodzonym. Ale sumienny felietonista nie przyłoży się do tego; on woli w najdłuższe dni w roku najkrótsze pisać pogadanki, a to już chyba niemylny dowód, że pogoda zdradziła wszystkich; widocznie nic się nie robi godnego opisania — bo w tej porze roku pogody i ciepła do wszystkiego potrzeba, jak w jesieni dżdżu i zimna.
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.
Gazeta Polska, 1873-ci rok. № 121 z dnia 3 czerwca.